„Zielona Mila” ~ Stephen King

Po raz kolejny stwierdziłam, że nadeszła ta chwila, by sięgnąć po Stephana Kinga. Tym razem postawiłam na niezaprzeczalny klasyk, jakim jest „Zielona Mila” z 1996 roku.

Powieść jest historią byłego klawisza Paula Edgecombe'a, pracującego na bloku E w stanowym więzieniu Cold Mountain. Edgecombe opisuje szczególny rok 1932. Szczególny dla niego i jego kolegów: Brutala, Deana, i Harry’ego, gdy w celach śmierci, siedzieli Eduard Delacroix, Dziki Bill oraz John Coffey. Osadzeni dzielili blok E, ale także przeznaczenie – Starą Iskrówę, czekającą na końcu Zielonej Mili. Rok 1932 był wyjątkowy nie tylko ze względu na osadzonych więźniów, ale również pewnego małego gościa – Pana Dzwoneczka, który mimo swoich rozmiarów, odegrał niebagatelną rolę. Wierzycie w cuda? Bo o tym też jest ta powieść. Jak też o tym, że nie wszystko jest zawsze czarno-białe, jasne i klarowne. King pokazuje, że czyste zło nie musi kryć się w wielkim Murzynie, ale może być wrednym, białym, kurduplem, który jest mocny w gębie, a cienki w nogach. Pokazuje też, że „Każdy musi umrzeć. Wiem, że od tej reguły nie ma wyjątków, ale czasami, Boże mój, Zielona Mila jest taka długa.” Powieść przybiera formę spisywanych wspomnień klawisza, przeplatanych współczesnymi dla niego wydarzeniami. Wbrew pozorom wszystko tworzy zgraną całość. Czasami są w nas takie historie, które trzeba wypuścić, by osiągnąć spokój ducha.